Świadectwo Piotra z Wisły
Jestem Piotrek, mam 55 lat i mieszkam w Wiśle. Wychowałem się w rodzinie, w której nie okazywano sobie nawzajem uczuć. Mój ojciec często pił, a kiedy był trzeźwy, próbował nadrabiać stracony czas i też nie było go w domu. Mama z kolei była zapracowana, zmęczona obowiązkami i zaistniałą sytuacją. Od najmłodszych lat pakowałem się w tarapaty. Chciałem być twardy, ale gdzieś wewnętrznie tęskniłem za miłością. Nigdy nie przypuszczałem, że moje życie potoczy się w złym kierunku. Gdy miałem 18 lat i sporo wybryków na koncie, do mojego domu przyszedł wierzący człowiek i powiedział mi, że powinienem prosić Boga, by zmienił moje życie, gdyż zmierza ono w złym kierunku. Nie bardzo się tym wtedy przejąłem, bo myślałem, że skoro jestem ochrzczony, konfirmowany, a mama płaci podatek kościelny, to wszystko jest w porządku. Nawet nie zastanowiłem się nad tym, jak daleko jestem od Boga i że coraz bardziej pogrążam się w alkoholizmie.
Moją słabością były kobiety. Pierwszy mój związek zakończył się po dwóch latach tym, że rozpiłem moją konkubinę i w efekcie naszą córkę zabrano do domu dziecka. Obwiniałem wtedy wszystkich dookoła, tylko nie siebie – no bo przecież od tego jest matka, żeby zajmowała się dzieckiem, to jej wina. Odszedłem i po pewnym czasie spotkałem inną kobietę. Znalazłem „góralkę z rodowodem” i mówiłem sobie, że teraz będę żył inaczej, jednak nie zauważyłem, iż byłem już zepsuty przez zło, w którym żyłem i przez swoją pychę. Na początku było wspaniale, miałem firmę kuligową, schronisko w dzierżawie, pieniądze sypały się ze wszystkich stron. Piłem jednak coraz więcej, zaczęły się pretensje. Któregoś dnia przyjechałem w nocy i zastałem zaryglowane drzwi. Nie myśląc dużo, jako że pracowałem w lesie, wziąłem piłę motorową, wyciąłem drzwi i wszedłem. Innym razem, podczas kłótni uderzyłem niedoszłego teścia obuchem siekiery, tak że potrzebna była trepanacja czaszki i do dzisiaj ma pół głowy z jakiegoś tworzywa. I znowu „oni” byli winni… Dziś wiem, że byłem bardzo złym człowiekiem.
Wyprowadziłem się, nie patrząc, że zostawiam syna. Byłem już bez uczuć, nic mnie nie obchodziło, byle tylko mi było dobrze. Poszedłem na melinę, myśląc, że nareszcie jestem wolny i przez trzy lata piłem dzień w dzień. Będąc któregoś dnia w domu rodzinnym, wpadłem w psychozę z omamami i zwidami alkoholowymi – nie rozpoznawałem ludzi, byłem w stanie nawet kogoś zabić. Widziałem lalki, które siedziały na meblach, paliły papierosy i śmiały się ze mnie, rzucałem w nie różnymi przedmiotami, próbowałem je zrzucić i zniszczyć, ale nie potrafiłem. To było przerażające przeżycie. Mama zadzwoniła po karetkę. Przyjechało siedem osób – razem z policjantami – ze względu na moją złą opinię. Spięli mnie kaftanem i zawieźli na oddział psychiatryczny do Cieszyna. Kiedy się ocknąłem, widziałem kraty w oknach, ale nie wiedziałem, co się stało i gdzie jestem. Myślałem, że przejechałem dzielnicowego, gdyż groziłem mu, że jeśli mnie zatrzyma do kontroli, to się to kiedyś dla niego źle skończy. Jeździłem 13 lat bez prawa jazdy. Kiedy mi je odebrano, pojechałem na czarny rynek i kupiłem sobie nowe, a kiedy i te mi zabrano, kupiłem następne – nikogo się nie balem.
W szpitalu dowiedziałem się, że zostały mi dwa dni, a w najlepszym wypadku, tydzień życia. Na wypisie ze szpitala widniało, że miałem 11,75 promila alkoholu we krwi. Moje życie legło w gruzach, straciłem wszystko, co osiągnąłem i na czym mi zależało. Z całego mojego biznesu została mi koszula flanelowa, spodnie i buty. Nikt z moich pseudoprzyjaciół mnie nie odwiedził. Zostałem sam, bez pieniędzy i dokumentów, z długami, komornikiem, sprawami sądowymi i policją. Byłem jak w matni. Ja, któremu wydawało się, że zawojuje świat, leżałem na deskach, jak po nokaucie. Gdy byłem w szpitalu, odwiedził mnie kuzyn, który sam miał kiedyś problem z alkoholem, ale Jezus Chrystus dotknął się jego życia i uwolnił go. Przyniósł ze sobą Pismo Święte i już tam w szpitalu czułem, jak Bóg dotyka mojego serca, chociaż Go jeszcze nie znałem.
Po wyjściu zostałem zaproszony na spotkanie chrześcijańskie dla osób uzależnionych. Usłyszałem tam wiele świadectw ludzi, których Bóg uwolnił, przebaczył im i wyprowadził z trudnych sytuacji. Niedowierzałem temu. Myślałem, że się zmówili, żeby zamieszać mi w głowie. Pod koniec tego spotkania było wezwanie do modlitwy. Nie chciałem wychodzić, ale podszedł do mnie znajomy i w końcu się zgodziłem. Ktoś się o mnie pomodlił, a potem zapytał mnie, o co chciałbym Boga poprosić. Nie wiedziałem, bo zapomniałem w tym pijaństwie nawet „Ojcze nasz”. Ostatecznie powiedziałem: „Boże, jeśli to prawda, co ci ludzie mówią, to proszę, zmień moje życie”.
Kiedy wróciłem do domu, czułem się jakoś dziwnie, jakby cały ciężar moich obciążeń spadł ze mnie. Moja mama miała kota, który bardzo lubił łasić się do nóg. Kiedy piłem, często go kopałem, bardzo mnie denerwował, bo moja głowa była zaprzątnięta tym, jak zdobyć alkohol. Tego dnia po powrocie do domu, znowu przyszedł do mnie i pomyślałem wtedy: „Na pewno kotku jesteś głodny”. Wyciągnąłem mleko z lodówki, podgrzałem go na gazie, żeby kot mi się nie przeziębił i z miłością nalałem do miseczki. Obserwując go, nie mogłem uwierzyć, co się ze mną stało. Dopiero po kilku dniach zrozumiałem, że Bóg wysłuchał moją prostą modlitwę i faktycznie uczynił przemianę w moim życiu. Poczułem, że jestem wolny.
Minęło już 15 lat, odkąd Pan Jezus Chrystus uwolnił mnie od alkoholu, ale nie tylko to, On przebaczył mi całe zło, którego się dopuściłem i wyprowadził mnie z wszystkich spraw, które ciągnęły się za mną przez całe moje chuligańskie życie. Nie miałem wtedy pracy. W krótkim czasie jednak otrzymałem propozycję pracy w lesie i zostałem przyjęty z powrotem na stanowisko, na którym kiedyś piłem, kradłem drewno i sprawiałem wiele problemów. Pracuję tam do dzisiaj. Bóg jest niesamowity. Modliłem się o córkę, której nie widziałem 16 lat i nawet nie wiedziałem, gdzie przebywa. Po kilku miesiącach odebrałem telefon i zaniemówiłem. Moja córka mówi do mnie: „Tato, chciałabym się z tobą spotkać”. Wszystko jej wyjaśniłem, przebaczyła mi i pokochała – czyż Bóg nie jest cudowny?! To jeszcze nie wszystko. Bóg dał mi wspaniałą, wierzącą i kochającą żonę, a w prezencie otrzymaliśmy bliźniaki, Jasia i Anię. Mam dzisiaj normalny dom, o którym kiedyś marzyłem, dobrą pracę, szacunek innych, przyjaciół z naszej grupy wsparcia i przemienione życie – to wszystko otrzymałem od Jezusa Chrystusa.
Kiedyś kochałem alkohol i przy tym niszczyłem ludzi. Dzisiaj kocham Boga i ludzi, a do alkoholu czuję odrazę. Codziennie proszę Boga, żeby to życie nigdy nie wróciło na stare tory i abym nigdy nie odwrócił się od Boga, bo On sam mnie nigdy nie opuści, a Jego miłości nie jestem w stanie zrozumieć. Proszę cię, drogi przyjacielu i przyjaciółko, zwróć się o pomoc do Boga w szczerej modlitwie. Jeśli Bóg miał dla takiego złego człowieka jak ja, tak wielką łaskę, to i dla ciebie jest nadzieja na prawdziwą wolność. Tego ci życzę z całego serca!