STAŁAM SIĘ WIĘŹNIEM MOJEGO STRACHU

Mam na imię Barbara. Mam 56 lat i chciałabym podzielić się krótkim świadectwem swojego nowonarodzenia. Już jako młoda dziewczyna wiodłam życie rozrywkowe, interesowały mnie szczególnie imprezy rockowe, gdzie często był alkohol. Mając 15 lat byłam już uzależniona od papierosów.

Nikogo nie szanowałam, nikt nie był dla mnie autorytetem, buntowałam się przeciwko wszystkiemu i każdemu, byłam tzw. czarną owcą w rodzinie. Moja mama nie mogła sobie ze mną poradzić, bo nie chciałam chodzić do szkoły, interesowało mnie tylko towarzystwo kolegów i koleżanek. Wychodziłam z domu nie informując nikogo dokąd idę, ani o której wrócę. Czasem wracałam dopiero po kilku dniach. Moje życie staczało się coraz bardziej.

W wieku 17 lat po raz pierwszy miałam mocny napad lęku. Do pobliskiego szpitala prowadził mnie brat, ponieważ dosłownie mdlałam ze strachu. Zalecono mi leki uspokajające, zaczęło się od małych dawek relanium z czasem potrzebowałam ich więcej i częściej. Z tym wiązały się również regularne wizyty u psychologa i psychiatry. Tabletki zamiast pomagać w wyzbyciu się lęku i strachu, otumaniały mnie, wszystko jeszcze bardziej się nasilało. Stałam się więźniem mojego strachu, który skutecznie paraliżował moje życie. W wieku 21 lat wyszłam za mąż, sądząc, że kiedy ktoś przy mnie będzie, przestanę się bać. Niestety to była straszna pomyłka, mój mąż okazał się być psychopatą i sadystą. Przez 13 lat robił krzywdę mnie i moim dzieciom. Czułam się jak w pułapce, z której nie można się wydostać, więc postanowiłam, że jedynym rozwiązaniem moich problemów będzie zakończenie swojego życia. Miałam dwie próby samobójcze, z których cudem ocalałam. Zaczęłam się wtedy zastanawiać dlaczego nie mogę umrzeć. Miałam żal do Boga, że nie chce mi w tym pomóc. Do dzisiaj pamiętam jak pytałam Boga: „Dlaczego nie chcesz mi pomóc? Nie potrafię normalnie żyć, ani umrzeć”. Tak bardzo potrzebowałam jakiegoś rozwiązania problemów w moim życiu.

Któregoś dnia poprosiłam mamę o to, aby pożyczyła mi trochę pieniędzy. Kiedy wyciągnęła portfel, moja ręka sięgnęła do przegrody tego portfela i znalazłam tam ulotkę z zaproszeniem na ewangelizację. Zaczęłam ją czytać, było tam napisane, że Jezus zbawia i uzdrawia. Zapytałam mamę: „Co to jest?”. Odpowiedziała, że kiedyś była na takiej ewangelizacji i zostawiła tam swój adres oraz prośbę o modlitwę za swoją rodzinę. Postanowiłam tam pójść.

Rano wzięłam tabletki, żeby się znieczulić, wypaliłam kilka papierosów, w sercu wciąż czułam pustkę i strach. Po południu pojechałam na ewangelizację. Pamiętam każdy szczegół tego wydarzenia, ponieważ kiedy już weszłam na salę, na scenie widniał duży napis JEZUS ŻYJE i pusty krzyż. Kiedy to zobaczyłam i przeczytałam, w moich myślach zaczęły rodzić się pytania: „Jak to żyje? Więc jest osobą realną? Kim On jest dla mnie?” Znałam Go tylko z lekcji religii, dla mnie był osobą nierealną. Widziałam Go na obrazach w ramionach matki, na krzyżu, zupełnie wyczerpanego, bez jakiejkolwiek mocy ‒ był po prostu postacią historyczną. Słowa: JEZUS ŻYJE napełniły moje serce nadzieją, że jeżeli żyje, to może mi pomóc. Usiadłam i słuchałam, co mówi ewangelista. Pamiętam każde słowo kazania. Mówił, że Pan Jezus chodził wśród ludzi, którzy mieli problemy, przebywał wśród grzeszników i przyszedł na ten świat właśnie dla nich, aby im pomóc, uzdrowić, przebaczyć grzechy. Wtedy też pierwszy raz usłyszałam, że Jezus kocha grzeszników, a ja uważałam się za najgorszego człowieka na świecie i byłam świadoma, że potrzebuję Jego przebaczenia. Kiedy ewangelista zapytał: „Kto chce oddać swoje życie Jezusowi?”, wyszłam do przodu i poprosiłam o modlitwę. To była najlepsza decyzja w moim życiu. Jedna chwila, jedna szczera modlitwa z prośbą: „Panie, proszę przebacz mi moje grzechy, chcę Cię poznać”. Po powrocie do domu miałam ogromną radość i pokój w sercu. Wiedziałam, że coś w moim życiu się zmieniło, minął wszelki strach i lęk. Wyrzuciłam wszystkie tabletki i poczułam wolność ‒ miałam w sercu Pana Jezusa.

On wyzwolił mnie również z uzależnienia od papierosów i oczyścił moje usta z przekleństw. Bóg dał mi całkiem nowe życie, nowe serce, które kocha ludzi, nowy cel w życiu, wiarę i nadzieję. Zawsze mogę na Niego liczyć, jest cudownym Zbawicielem i moim Bogiem. Idę za Nim już 26 lat i nigdy się nie zawiodłam. Teraz mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwą kobietą.