PRĄD – MOC KTÓREJ NIE WIDAĆ
Czy miałeś lub masz pragnienie rozpocząć swoje życie od nowa? Może zastanawiasz się, czy to w ogóle jest możliwe? TAK, to jest możliwe. Posłuchaj uważnie świadectwa tego, który przeżył to osobiście.
Moje życie było pełne bólu, win i zmartwień. Szukałem celu i sensu życia, o Boga nie pytałem, ponieważ do końca tak naprawdę nie byłem pewny jego istnienia. Uważałem, że moje modlitwy do niego nie dochodzą, zawsze pozostawały bez odpowiedzi. Tak jednak tylko mi się wydawało. W rzeczywistości Bóg od dawna szukał mnie – błądzącego i zgubionego człowieka.
Jako młody chłopak marzyłem o zrobieniu kariery zawodowej, założeniu szczęśliwej rodziny, wygodnym życiu. Bóg zszedł na daleki plan, nie myślałem o nim. Moim zamierzeniem było dobrze żyć i świetnie się bawić. Przy takim założeniu już jako młody człowiek uzależniłem się od alkoholu. Nie trwało długo, a przez swój nałóg zacząłem mieć problemy z prawem. Za wszystko obwiniałem każdego, tylko nie siebie. Trafiłem do aresztu. Po wyjściu z niego byłem pewny, że znalazłem sposób na życie, ale myliłem się i bardzo szybko wróciłem do starych nawyków ‒ koszmar zaczął się od początku. Uznałem, że gdy założę rodzinę to się zmienię. Niestety, zgotowałem piekło nie tylko sobie, ale i żonie i dzieciom, wciąż ślepo wierząc, że nie mam problemu z alkoholem. Żona często uświadamiała mi, że piję inaczej niż inni, że nie mam umiaru, wpadałem w ciągi nawet miesięczne. Za każdym razem przysięgałem poprawę, ale było coraz gorzej. Po pijaku rozbiłem samochód, ale wciąż próbowałem udowadniać wszystkim dookoła, że sam sobie poradzę. Żona zagroziła, że jeśli nie pójdę się leczyć, weźmie ze mną rozwód, ponieważ moim życiem rządzi alkohol. Nie chciałem stracić tak pięknej i wartościowej kobiety, więc podjąłem próbę leczenia anticolem. Odebrałem to negatywnie, zacząłem mieć żal do żony, że zrobiła ze mnie alkoholika. Złość ta przerodziła się w nienawiść, ponieważ mnie bardzo chciało się pić, ale strach przed śmiercią nie pozwalał mi na to. Pracowałem na kolei jako maszynista, byłem dumny ze swojej pracy, dlatego leczenie odwykowe nie wchodziło w grę. Byłem rozdarty, nie umiałem pogodzić się z tym kim tak naprawdę się stałem. Chciałem pić, zacząłem odczuwać nienawiść do wszystkich, było mi bardzo źle z tym, że zrobiono ze mnie alkoholika. Widząc winę w każdym, szybko uporałem się z anticolem i zacząłem znowu popijać, tym razem przegrywając wszystko co miałem. Straciłem pracę, którą właściwie kochałem, służbowe mieszkanie, żona miała już dosyć życia z alkoholikiem. Chciałem zapić się na śmierć, lubiłem zaczepiać po pijanemu, więc pomyślałem, że może ktoś mnie pobije lub, że być może potrąci mnie jakiś samochód albo wpadnę pod pociąg, znałem przecież doskonale cały rozkład jazdy, ale nic z tych rzeczy mi się nie przytrafiło. Wykończonego po kilkudniowym pijaństwie ktoś przyprowadził mnie do domu. Żona wiedziała, że straciłem pracę i liczyła się ze stratą mieszkania. Widziałem i słyszałem łzy żony, córki i pytanie osiemnastoletniego syna: Tato! Gdzie będziemy mieszkać? Za co będziemy żyć, przecież ty masz tyle długów?! JA – ojciec, mąż, 42-letni mężczyzna, nie umiałem odpowiedzieć synowi na proste pytania. Byłem rozdarty, rozżalony, bez nadziei, po prostu bankrut życiowy, takie duże NIC.
Dziękuję Bogu, że żona odwiozła mnie na odwyk do Gorzyc, ponieważ tam spotkałem wierzących ludzi, którzy początkowo byli dla mnie bajarzami, których przeklinałem, bo nie wierzyłem, że Bóg ma moc, by zmienić moje życie. Jednak po jakimś czasie poszedłem na ich spotkania i usłyszałem, że jest ktoś, kto mnie kocha i może mi pomóc. Tym kimś jest JEZUS CHRYSTUS. Wtedy pomyślałem „banał-kit”, przecież to nie może być prawda. Jezus to tylko religia, mit. Gdy zacząłem słuchać świadectw, które opowiadali moi obecni bracia, zapragnąłem żyć na nowo, ponieważ dotąd myślałem tylko o samobójstwie, nie widziałem wyjścia z moich długów i z całej sytuacji, w której się znalazłem. Słuchałem świadectw nawet gorszych od swojego a Jezus potrafił im pomóc, więc dlaczego i mnie nie miałby pomóc? Jednak coś ciągle powstrzymywało mnie od powierzenia swojego życia Jezusowi. Na spotkaniu otrzymałem Nowy Testament, wtedy nie wiedziałem jeszcze, co to jest ani co z tym zrobić, lecz Bóg dotknął się mojego serca i zajrzałem do środka tej wyjątkowej małej książeczki. Otworzyłem ją na Ewangelii wg św. Jana, gdzie napisane było: „BŁOGOSŁAWIENI, KTÓRZY NIE WIDZIELI A UWIERZYLI”. Przypadek – pomyślałem, ale Bóg dał mi myśli: Jesteś maszynistą, nie widzisz prądu, który płynie w drutach a wierzysz, że ma moc rozpędzić cały pociąg i nie chcesz uwierzyć w Jezusa bo Go nie widzisz?! Wreszcie zrozumiałem – dzięki ci Jezu, że mnie znalazłeś i przekonałeś, że istniejesz i masz moc, aby mi pomóc. Podczas następnego spotkania z Misją wyszedłem na środek i prosiłem o modlitwę braci, przyjąłem z wiarą do swojego skruszonego serca – Pana Jezusa. Narodziłem się na nowo, jestem teraz szczęśliwym, nowym człowiekiem. Nie piję, nie palę, to wszystko zawdzięczam Jezusowi. On uratował moje życie, małżeństwo, rodzinę. Wróciłem do pracy na kolei, mimo że zostałem zwolniony dyscyplinarnie, odzyskałem wspaniałą relację z żoną i dziećmi. Chwała Bogu za ponad 20 lat wolności i wspaniałego życia!