DWIE DROGI – MUSISZ SIĘ ZDECYDOWAĆ
Wychowałem się w rodzinie zdominowanej przez alkohol. Widziałem wiele cierpienia z tego powodu. Jako młody chłopak obiecałem sobie, że nigdy nie dotknę tych rzeczy, które rujnują życie. W dzieciństwie babcia uczyła mnie historii biblijnych i powtarzała wersety ze Słowa Bożego. Jej ciągłe napomnienia i uwagi dotyczące życia w pobożności sprawiały, że często czułem się rozdrażniony i zły. Jednak to, co zasiała we mnie babcia, po wielu latach wydało w moim życiu owoc, tak jak jest to napisane w Księdze Izajasza 55:11:
Tak jest z moim słowem, które wychodzi z moich ust: Nie wraca do mnie puste, lecz wykonuje moją wolę i spełnia pomyślnie to, z czym je wysłałem.
Na spełnienie tych słów, w moim życiu musiałem jednak poczekać, ponieważ gleba mojego serca była twarda. Dorastając marzyłem o założeniu normalnej rodziny, gdzie będzie miłość i ciepło rodzinne. Rodzice rozwiedli się, kiedy miałem 13 lat, mama zabrała moją młodszą siostrę i wyprowadziła się.
W szkole zawodowej zacząłem towarzysko sięgać po alkohol. Początkowo dla zabawy z kolegami, podobało mi się, że z nieśmiałego, dotkniętego kompleksami chłopaka, stałem się otwartym, zabawnym mężczyzną. Wszystko wydawało się takie niewinne i wesołe. Powoli alkohol, zaczął jednak coraz bardziej panować nad moim życiem.
Mając 20 lat ożeniłem się i wkrótce po tym na świat przyszła moja pierwsza córka, a ja – który obiecywałem sobie nigdy nie dotykać alkoholu – piłem coraz więcej. Zaczęły się pretensje i kłótnie z żoną. Myślałem sobie, że nic jeszcze takiego złego się nie dzieje, przecież piję tyle, co wszyscy. Alkohol pomagał mi rozładować emocje, zapomnieć o kompleksach, łatwiej umiałem odnaleźć się w grupie, rozmawiać i żartować. To było też głównym powodem, że po niego coraz częściej sięgałem. Wciąż jeszcze z żoną chodziliśmy na imprezy, świat ciągle nas pociągał. Jednak gdzieś w głębi serca odczuwałem strach przed Bogiem. Ze względu na to, prawie w każdą niedzielę chodziliśmy do kościoła, gdzie niejednokrotnie Słowo Boże dotykało mojego serca. Zacząłem zdawać sobie sprawę z tego, że chodzę dwoma drogami i że muszę podjąć decyzję, którą wybrać. Z jednej strony droga szeroka, która prowadzi na zatracenie – niedzielne chodzenie do kościoła, a przez resztę tygodnia koledzy, picie, imprezy. Z drugiej strony wąska droga prowadząca pod krzyż Jezusa Chrystusa. Przez trzy lata zmagałem się z cichym głosem, który mówił mi: „Pójdź za mną, nie bój się zostawić wszystkiego, co łączy cię z tym światem”, jednak ciągle się wahałem. Bałem się, że droga za Bogiem będzie pełna zakazów, nakazów i obowiązków. Nie znałem ludzi, którzy żyli prawdziwie z Bogiem . Z drugiej strony miałem głębokie przekonanie, że gdyby teraz zakończyło się moje życie to jestem zgubiony. Strach przed tym zmuszał mnie do nieustannego myślenia o przyszłości.
Mając 23 lata zostaliśmy z żoną zaproszeni na chrześcijańskie spotkanie dla osób uzależnionych i ich rodzin. Tam właśnie po raz pierwszy usłyszałem świadectwa osób, którzy swoje zrujnowane życie i problemy oddali Bogu. Dostrzegłem w nich radość i wolność które zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Przypomniałem sobie moje marzenia z młodości i pomyślałem: „Co ja robię ze swoim życiem?”. To spowodowało, że zapragnąłem takiej zmiany także dla siebie.
Wróciłem do domu, zamknąłem drzwi swojego pokoju, uklęknąłem i zacząłem wołać do Boga w prostocie i szczerości serca, wyznając wszystko, co obciążało moje sumienie. Zobaczyłem całe moje brudne życie, miłość Jezusa Chrystusa płynącą z krzyża Golgoty, płakałem, żałowałem, a kiedy wstałem, wiedziałem, że Bóg mi przebaczył. Poczułem się wolny od grzechu i zniewoleń. To bez czego nie wyobrażałem sobie kiedyś życia – porzuciłem. Zostawiłem za sobą towarzystwo, imprezy, alkohol, nie dlatego, że ktoś mi zabronił, ale dlatego że już tego nie potrzebowałem, byłem wolny. Alleluja! Bóg zmienił moje myślenie i pragnienia, narodziłem się na nowo.
Po tym wydarzeniu pracowałem jeszcze przez 9 lat na tartaku, z 40-stoma pijącymi osobami i już nigdy od tego czasu nie pomyślałem o alkoholu. Mam obecnie 28 lat wspaniałego życia z Bogiem, który jest nie tylko moim Zbawicielem, ale także przyjacielem i Ojcem, którego tak naprawdę nigdy nie miałem. Kochający Ojciec, który troszczy się o swoje dziecko, to cudowny przywilej w tych trudnych czasach w jakich żyjemy. W ramionach tego Ojca znajduję zawsze, przytulenie, akceptację i miłość, on nigdy mnie nie zawiódł i nie zostawił bez pomocy, gdy jej potrzebowałem Jedna z pieśni mówi:” Dzień to był najpiękniejszy, który Bóg mi dał, gdy moim Zbawicielem Chrystus Pan się stał.”
Dzisiaj mam to, o czym marzyłem, kochającą żonę, dwie wspaniałe córki z mężami, dom do którego z radością wracam, satysfakcjonującą pracę, szacunek u innych, cudownych przyjaciół z naszej misji i spełnione życie ukryte w Bogu. Dzięki tej przemianie, która dokonała się w moim życiu, moja cała rodzina została uratowana i należy do Boga. Czasami zastanawiam się, gdzie bym dziś był, gdybym nie uczynił tego kroku wiary, ale wtedy mogę powiedzieć tylko jedno: „Dziękuje Ci Panie Jezu, że stanąłeś na mojej drodze, uratowałeś i zmieniłeś moje życie!”