BYŁEM NA DNIE – A JEDNAK ŻYJĘ

Mam na imię Tadeusz i mam 62 lata. Jestem dzisiaj szczęśliwym i spełnionym człowiekiem, dzięki Bożej łasce, ale przez wiele lat tak nie było.

Jako dziecko marzyłem o tym, aby zostać muzykiem, miałem ku temu zdolności i dobry słuch. Nie byliśmy bogatą rodziną, ale to nie było ważne, gorszą rzeczą w naszym domu było uzależnienie ojca od alkoholu. Często wszczynał awantury, bił, poniżał, straszył, to było nie do wytrzymania. Wszystko to bardzo odbiło się na mojej psychice. Właśnie wtedy obiecałem sobie, że nigdy nie będę taki jak mój ojciec. Jednak stało się inaczej.

Będąc w szkole zawodowej zacząłem sięgać po alkohol. Na początku, jak zawsze, były to małe ilości najpierw piwa, potem wina, aż w końcu powoli straciłem grunt pod nogami i stałem się alkoholikiem. Po szkole znalazłem pracę w Zakładach Tworzyw Sztucznych i właśnie tam rozpoczęło się prawdziwe picie. Wkrótce po tym ożeniłem się, urodziła mi się córka, byłem bardzo szczęśliwy. Nie trwało to jednak długo, ponieważ przez uzależnienie moje małżeństwo zakończyło się po ponad trzech latach. To wydarzenie tylko pogłębiło mój alkoholizm, piłem już wszystko, łącznie z denaturatem. Wpadałem w ciągi alkoholowe na trzy lub więcej miesięcy. W 1989 roku znalazłem się na leczeniu odwykowym w Gorzycach. Tam też spotkałem grupę chrześcijan, którzy opowiadali swoje świadectwa, o tym, co Pan Jezus uczynił w ich życiu. O, jak bardzo im zazdrościłem… Pamiętam, że wtedy wyszedłem do modlitwy, pragnąc zmiany w życiu, jednak zrobiłem to bardziej pod wpływem emocji niż potrzeby serca. Teraz wiem, że nie był to jeszcze mój czas. Będąc w Gorzycach na terapii spotkałem mojego kolegę, który potem stał się moim bratem w Chrystusie. On skorzystał z daru Bożej łaski i oddał życie Panu Jezusowi, ja jednak jeszcze przez kolejne trzy lata tonąłem w moim uzależnieniu.

Powoli traciłem wzrok, zachorowałem na marskość wątroby, polineuropatię, brałem silne leki, miałem rozchwianą psychikę. Nie umiałem już żyć, postanowiłem zakończyć tę męczarnię i powiesić się. Bóg jednak nie pozwolił na to, abym zginął i uratował mnie, posyłając z pomocą moją siostrę. Po tym wydarzeniu żałowałem tego, co chciałem zrobić, błagałem Boga o ratunek, jeśli istnieje. Nadszedł czas, że wysłuchał On mojego wołania. Kiedy moje życie straciło całkowicie sens, Bóg ponownie postawił mi na drodze Henia, którego spotkałem wcześniej na odwyku w Gorzycach. Heniek wraz z chrześcijańską grupą grał na akordeonie obok mojego domu. Z radością uwielbiali oni pieśniami Pana Jezusa i opowiadali o przemianie swojego życia. Podszedłem do nich i z płaczem prosiłem, aby mi pomogli.

Następnego dnia Heniu zabrał mnie na nabożeństwo do Katowic. Tam dowiedziałem się, że Jezus mnie kocha takiego jakim jestem, rozpłakałem się, tak bardzo pragnąłem wolności od wszystkiego, co czyniło moje życie brudnym. Podczas wezwania do modlitwy coś we mnie pękło. Pytanie: „Co chciałbyś, aby Pan Jezus zmienił w twoim życiu?” sprawiło, że z płaczem i otwartym sercem zawołałem: „Panie Jezu, chcę być wolny od alkoholu i papierosów, Boże moje życie oddaję Tobie, bądź moim Panem, uwolnij mnie, tak bardzo Cię proszę”.

Stało się. Bóg wysłuchał moje proste modlitwy i dał mi to, o co Go poprosiłem, a nawet jeszcze więcej, uzdrowił mnie także z marskości wątroby. Krok po kroku Bóg wyprostował wszystkie moje kręte drogi, dał mi wspaniałą żonę, Basię, która też kocha Pana Jezusa. Modliłem się o córeczkę i Pan podarował nam śliczną dziewczynkę, Noemi, która również oddała swoje życie Panu Jezusowi. Bóg dał mi już 27 lat szczęśliwego, wolnego od nałogów życia, i jestem Mu za wszystko bardzo wdzięczny.

Byłem na dnie, a mój Zbawiciel podał mi rękę i podniósł mnie. Bez względu na to, w jakim miejscu jesteś, Bóg może uczynić to także i dla ciebie. Tak bardzo chciałbym, aby każde serce, które będzie czytało to świadectwo uwierzyło i zapragnęło wolności i miłości, którą może dać tylko Jezus Chrystus. On uwalnia, uzdrawia, na nowo łączy rodziny i pomaga szczęśliwie przejść przez wszystkie problemy. Życzę Ci Bożego błogosławieństwa.